W reklamie kluczową rolę odgrywają autorskie prawa majątkowe i prawa pokrewne. Prawa te pojawią się chyba w każdym projekcie: w reklamie telewizyjnej, w reklamie radiowej, w akcji BTL. Nawet prosty plakat w szybie to już autorskie prawa majątkowe twórcy plakatu, lub kilku jego współtwórców.
Praktyka obrotu prawnego w Polsce pokazuje, że większość osób w branży reklamowej ma pewną świadomość co do praw autorskich i generalnie rozumie potrzebę nabywania praw do danego utworu, który jest wykorzystywany w promocji. Niewiele jednak osób wydaje się mieć pełną wiedzę co do ryzyk i zagrożeń, jakie może nieść za sobą zbyt powierzchowne podejście do tej tematyki.
Zacznijmy może od końca, przez pryzmat kazusu przypadku. Spółka z o.o., którą nazwiemy Spółką X, w ramach swojej działalności gospodarczej na przestrzeni lat realizowała wielomilionowe projekty reklamowe na zlecenie swoich kontrahentów. W projektach tych prawa autorskie i prawa pokrewne były oczywistym elementem krajobrazu. W ramach umów pomiędzy Spółką X a jej zleceniodawcami, generalnie pojawiały się klauzule, w których Spółka X oświadczała, że nabyła pełne prawa autorskie i prawa pokrewne od autorów i od wykonawców projektu oraz, że przenosi je na zleceniodawcę – podmiot zamawiający projekt.
Pewnego dnia jedyny członek zarządu i jedyny właściciel Spółki X zmarł. Po śmierci właściciela, wyszło na jaw, że Spółka X już od pewnego czasu nie miała płynności finansowej i w rzeczywistości przy wielu najświeższych projektach Spółka nie zapłaciła swoim podwykonawcom i tym samym nie nabyła realnie wszystkich praw autorskich i praw pokrewnych od twórców i wykonawców projektu (umowy z podwykonawcami zawierały klauzule zgodnie, z którymi warunkiem przeniesienia praw do przekazanych projektów była zapłata pełnego wynagrodzenia za prace). Wychodzi to na jaw ponieważ do zleceniodawcy, który zapłacił już Spółce X za zrealizowany i odebrany projekt (w uczciwym przekonaniu, że transakcja przebiegła bezpiecznie) zgłaszają się autorzy i wykonawcy z żądaniem zapłaty za swoją prace. Okazuje się, że zleceniodawca wydał kilkaset tysięcy złotych/kilka milionów złotych na projekt, którego teraz nie może wykorzystać. Może mieć bowiem pewność, że autorzy, wykonawcy, którzy nie dostali pieniędzy za swoją pracę od Spółki X, i których od tej Spółki już nie dostaną, będą domagali się jej bezpośrednio od zleceniodawcy, choćby na drodze sądowej – i będą mieli rację.
Takie sytuacje, jak powyższa, są możliwe jeżeli w umowie pomiędzy zleceniodawcą a wykonawcą brakuje wykazu wszystkich źródeł praw autorskich i pokrewnych powstania projektu (graficy, banki zdjęć, banki muzyki, banki klipów, reżyserzy, kompozytorzy, aktorzy i inni). Załącznikami do takiej umowy zawsze powinny być umowy wykonawcy projektu z każdym z podwykonawców i umowy takie powinny potwierdzać okoliczność nabycia przez wykonawcę wszystkich praw autorskich i praw pokrewnych od podwykonawców (bezwarunkowo).
Będąc praktykiem stosowania prawa mam świadomość, że dotarcie do źródeł praw autorskich i praw pokrewnych jest w praktyce znaczną uciążliwością, zarówno dla pracowników merytorycznych, jak również dla prawników wszystkich zainteresowanych stron. Niemniej przy projektach, z którymi wiąże się znaczny nakład środków finansowych (produkcja filmu reklamowego, produkcja logo, który ma być zamieszczany na towarach, produkcja projektu opakowań towarów) dotarcie do źródeł wydaje się być koniecznym działaniem. W przeciwnym razie można narazić firmę na ryzyko znacznych strat finansowych.