Zeszłej zimy, przechodząc obok jednego z przystanków, natrafiłem na ciekawy plakat, który od razu wywołał we mnie rozbawienie. Prawnicy zapewne od razu trafią na to, o co mi chodzi.
Rozumiem wszelkie względy marketingowe i chęć przekonania swoich klientów, że nie zwiążą się umową na śmierć i życie. Ale mimo wszystko proponowałbym marketerom i PR-owcom używanie takich sformułowań, które nie są sprzeczne z rzeczywistością. Wątpię bowiem czy swoboda umów pozwala na tworzenie takich kontraktów, na które nie składają się żadne zobowiązania… Chyba, że ktokolwiek znajdzie furtkę – zapraszam do komentowania!